Powered By Blogger

wtorek, 4 stycznia 2011

Jest fajnie

Pierwsze dni po dłuższym urlopie mijają miło, zarówno w pracy, jak i w domu - oj, żeby tylko nie zapeszyć. Chcociaż zawsze znajdzie się ktoś kto wkłada "palce między drzwi", albo jak mówią inni "wcina się między wódkę a zakąskę" :) Ale my się nie damy i będziemy walczyć o swoje. Trochę to wszystko takemniczo brzmi, ale niestety nie mogę pisać wprost - to mogłoby być niebezpieczne :)

Na szczęście w szkole u Młodego ok (puk puk w niemalowane) i w domu się atmosfera poprawiła (następne puk puk :))

To skoro jest tak fajnie, a za oknem nadal mróz to może znów zupa? Ostatni jestem fanem grzybowej ze świeżych (no mrożonych) grzybów. Przepis dość prosty:

50 dkg grzybów
1 cebula
tłuszcz do duszenia
włoszczyzna
kostka mięsna lub skrzydełko z indyka, kurczaka
kostka grzybow x 2
przyprawy: jarzynka
śmietana

Do garnka wlać ok. 1,5 l wody. Dodać mięso, włoszczyznę i kostki grzybowe. Ugotować wywar. Grzyby rozmrozić i opłukać. Większe grzyby pokroić w paski, nózki w kółeczka. Mniejsze pozostawiamy w całości. Cebulę drobno pokroić. Rozgrzać tłuszcz na patelni. Dodać cebulę i grzyby. Chwilę dusimy i następnie dodajemy do gotującego się wywaru. Gotujemy aż grzyby będą miękkie. Następnie dodajemy śmietanę, uważając, żeby się nie zawżyła. Njalepiej wyjąć śmietanę wcześniej z lodówki, aby uzyskała temperaturę pokojową. Przelać odpowiednią ilość do kubka, a następnie stopniowo dodawać zupę. Wymieszać i ponownie wlać do garnka. Gotować jeszcze chwilę. Podawać z makaronem - najlepiej z łazankami.
Zupa smakuje lepiej, kiedy ugotujemy ją dzień wcześniej, wtedy śmietanę dodajemy przed samym podaniem.

Ślinka cieknie :)

sobota, 1 stycznia 2011

Żeby nie było smutno

Zwariować można...Jeśli cały nowy 2011 rok będzie jak jego pierwszy dzień to ja długo nie pociągnę. Nagle się okazało, że mój syn zapomniał przez 7 dni całej tabliczki mnożenia, ma amezje jeśli chodzi o angielski, ale ma 7 zmysł do gier na PS2. Niejedno z Was powie cóż w tym dziwnego mam to samo w domu...Pewnie macie rację i dlatego dla poprawy samopoczucia proponuję

Meksykański napój miłosny dla dwojga :)

1 laska wanilii
2 szklanki mleka
2 łyżki kakao
1/2 szklanki wody
1 łyżka miodu
2 łyżki cukru
szczypta pieprzu kajenskiego
szczypta soli
2 x 30 ml białego rumu

Wkładamy laskę wanilii do mleka i podgrzewamy ok. 5 -10 minut na małym ogniu. Następnie wyjmujemy wanilię, rozcinamy i wydrążamy ziarenka ze środka. Mieszamy z wodą i kakao. Następnie powstałą pastę dodajemy do gorącego mleka i mieszamy z cukrem i miodem. Przyprawimy pieprzem i solą. Zdejmujemy z ognia i ubijamy mikserem, ale należy uważać, żeby nie zrobił się kożuch. Wlewamy do 2 wysokich szklanek i przed podaniem dodajemy do każdej z nich porcję rumu.

Mniam mniam

Zmiana tematu

Oj znów mnie dawno nie było prawie miesiąc. To niedopuszczalne, obiecuję, że się poprawię - to takie postanowienie Noworoczne :) W sumie dochodzę do wniosku, że tematy kuchenne są fajne - z cylku łatwe lekkie i przyjemne, ale jak można się przekonać nie każdy ma takie życie. Niestety ja też kwalifikuję się do tej grupy. W sumie na pierwszy rzut oka nic się nie dzieje. Ale, gdy się przyjrzeć całej tej sytuacji z bliska - tylko extra praca się zgadza. Syn z problemami emocjonalnymi wymagający terapii z zakresu SI - niewtajmniczonym podpowiem, że są to zaburzenia Integracji Sensorycznej. Więcej info na http://www.integracjasensoryczna.pl/. Dodatkowo, żeby było ciekawiej ma bardzo niskie poczucie własnej wartości - czego wiele osób, łącznie z członkami rodziny nie potrafi zrozumieć :( I to jest bardzo przykre. Chociaż z bólem serca muszę stwierdzić, że mnie już też puszczają nerwy. Diabli mnie biorą i krew zalewa kiedy jeszcze nie zacznie robić zadania, a już płacze, że nie potrafi. Czeka i wyje, tracąc na to mnóstwo czasu. Kiedy się w końcu uspokoi okazuje się, że zadanie robi w  mniut bez większych problemów. Bogu dziękuję za super nauczycielkę, która ma świętą cierpliwość. Jest jeszcze jedna osoba, którą nazywam czarodziejką od dzieci - to nasza rehabilitankta i terapeutka - jak ja jej zazdroszczę tego opanowania. Niestety sama jestem winna tej sytuacji, mam wygórowane ambicje, chciałabym, żeby moje dziecko było najlepsze i przez to wiele lat ustawiałam Młodego do pionu. Teraz też często muszę walczyć ze sobą, żeby inaczej sformułować zdanie, które ma mu przekazać, że może coś zrobić lepiej. To coś jak coaching :) tylko w znacznie trudniejszym wydaniu. Dorośli często wiedzą co zrobili niewłaściwie, a 9-ciolatek niekoniecznie. Powiem szczerze czasami wyć mi się chce, bo jest mi go nazwyczajniej w świecie żal. Pewnie sam czesto nie wie dlaczego się tak zachowuje, dlaczego reaguje agresją na najmniejsze nawet niepowodzenia. Dodatkowo sytuację komplikuje fakt, że tak naprawdę z tym problemem jestem sama. Chociaż czasem myślę, że tak jest lepiej, bo tylko ja naprawdę rozumiem problemy mojego syna. Inni domownicy uważają, że Młody jest rozpuszczony, krnąbrny i zwyczajnie niegrzeczny. A to nieprawda - to kochany mały chłopczyk, który jest moim oczkiem w głowie i zawsze tak będzie. Bo kocham go takiego jaki jest i zrobię wszystko, żeby mu pomóc. Będę walczyć o niego ze wszystkich sił.