Za oknem mróz i biało. Fajne widoczki i klimaty, ale tylko w górach. Przynajmniej dla mnie. Chociaż kiedy byłam małą dziewczynką uwielbiałam biały puch spadający z nieba i chrupiący pod butami mróz. Dziwiłam się kiedy płatki śniegu w kształcie pięknej, regularnej gwiazdki "siadały" na moich włosach czy rękawiczkach. Teraz pomagam odkrywać ten zaczarowowany świat mojemu synowi. Ale dzisiaj coś na rozgrzewkę dla dorosłych i dzieci.
Najpierw coś dla mamy i taty:
Grzane wino
1l wytrawnego czerwonego wina
1 cytryna
2 kawałki cynamonu
2-3 goździki
3 łyżki cukru
Wino należy mocno zagrzać, ale nie dopuścić do wrzenia. Dodać pokrojoną w plasterki cytrynę, którą wcześniej należy umyć i sparzyć. Dorzucamy pozostałe składniki i podgrzewamy jeszcze ok. 5 min. Zdejmujemy z ognia, przykrywamy i odstawiamy na ok. 1 godzinę. Przed samym podaniem znów należy wino podgrzać, ale nie gotować. Przecedzić przez sitko do garnuszków, najlepiej kamionkowych.
Jeśli ktoś woli piwo zamiast wina polecam:
1 litr piwa jasnego
kawałek cynamonu
2-3 goździki
2 żółtka
3 łyżki cukru
Piwo podrzewamy, mocno, ale nie gotujemy. W tzw. "międzyczasie" ucieramy żółtka z cukrem na puszysty kogel-mogel. Następnie bardzo powoli, stale miesząjąc wlewamy masę do piwa. Przykrywamy i podrzewamy na maluteńkim ogniu, do czasu, aż masa lekko zgęstnieje.Przelewamy do kubeczków.
To napewno rozgrzeje każdego każdego nawet przy wielkich mrozach !!! Szczególnie w miłej rodzinnej atmosferze, we dwoje :)
A tereaz coś dla Milusińskich:
zmielona mleczna czekolada - ilość zależna jest od ilosci porcji - na każdy kubeczek liczymy od 1 do 2 łyżeczek
mleko
szklanka śmietany kremówki
1 łyżka cukru pudru
cukier waniliowy
Ubij śmietanę z cukrem i cukrem puderem na jednolitą masę (czytaj: bitą śmietanę). Do kubeczków wsypujemy zmieloną czekoladę i zalewamy gorącym mlekiem. Mieszamy do rozpuszczenia czekolady. Na wierzchu kładziemy "kleks" bitej śmietany, podajemy zanim śmietana się rozpuści.
To istne bomby kaloryczne, ale jak im się oprzeć :)
Ten blog to wspomnienia z dzieciństwa i opowieści współczesne połączone z przepisami kulinarnymi. Miło, ciepło, pachnąco i smacznie :) A przede wszystkim z MIŁOŚCIĄ...
wtorek, 30 listopada 2010
poniedziałek, 29 listopada 2010
Wspomnień czar
Pamiętam kuchnię mojej babci. Była duża (jak dla małej dziewczynki). Z białym kredensem z szybkami, za kórymi babcia przechowywała porcelanę. Niektóre elementy tego serwisu mam do dziś - data na stemplu spodnim wskazuje na 1929 r. Jest to porcelana Giesche. I tu ciekawostka - 70 lat od produkcji tej porcelany, zaczęłam pracę w Dziale Sprzedaży fabryki porcelany - Porcelana Śląska (dawne zakłady porcelany Giesche) !!! To trochę tak jakby historia zatoczyła koło. Ale wróćmy do kuchni. W kuchni stał duży piec kaflowy, na którym babcia gotowała. Później obok niego stanął "nowocześniejszy" piec gazowy. Na środku stał drewniany stół z 4 taboretami. Kiedy nie jedliśmy przy nim, bawiłam się pod nim w dom lub chowałam przed burzą. Babci często kładła na nim stolnicę, bo prawie cały czas zagniatała ciasto na kluski: śląskie, pyzy, zacierka, pierogi leniwe, kopytka, makaron...Jak to się mówi - jestem na kluskach chowana. :) To niestety po latach odbiło się nadmiarem kilogramów, ale cóż warto było :) Tak naprawdę dla mojej babci wszyscy byli za chudzi, dlatego za wszelką cenę próbowała nas wszystkich tuczyć. Co przez jej wyśmienitą kuchnię zawsze się udawało. Przede wszystkim dla, że babcia nie uznawała kuchni lekkiej i dietetycznej - musiało być tłusto, z zasmażką i skwarkami. Szczerze powiedziawszy czasami mi tego brakuje - takiej dziecięcej beztroski, nie matrwienia się o każdy dodatkowy kilogram. Teraz jedzenie jest inne - bardziej zdrowe, ale czy smaczniejsze? Myślę, że przyzwyczailiśmy się do tej naszej dietetycznej kuchni, ale w głębi duszy lubimy zjeść "coś niezdrowego" i dlatego taką popularnością w ostanim czasie cieszą się regionalne przysmaki niemal ze wszystkich stron Polski.
A jeśli o niezdrowym jedzeniu mowa to może przepis na golonkę?
2 golonki ok. 1,5 kg
1 butelka jasnego piwa 0,33 l
3 cebule
3 ząbki czosnku
ziele angielskie, liść laurowy, sól, pieprz
Golonki umyć, w razie konieczności opalić włoski, gotować ok. 1,30 h we wrzątku z dodatkiem liścia laurowego, ziela angielskiego i soli. Cebule i czosnek obrać i wrzucić do gotujących się golonek. Na w pół miękkie golonki przełożyć do brytfanny, polać tłuszczem, który wytworzył się podczas gotowania. Włożyć do nagrzanego do 180 st. piekarnika i piec do miękkości polewając piwem. Gotowe golonki przekrajamy na pół i wyjmujemy kości, Podajemy z musztardą lub chrzanem, wedle upodobania. Ja lubię z kremem chrzanowym. Mniam !!!
A jeśli o niezdrowym jedzeniu mowa to może przepis na golonkę?
2 golonki ok. 1,5 kg
1 butelka jasnego piwa 0,33 l
3 cebule
3 ząbki czosnku
ziele angielskie, liść laurowy, sól, pieprz
Golonki umyć, w razie konieczności opalić włoski, gotować ok. 1,30 h we wrzątku z dodatkiem liścia laurowego, ziela angielskiego i soli. Cebule i czosnek obrać i wrzucić do gotujących się golonek. Na w pół miękkie golonki przełożyć do brytfanny, polać tłuszczem, który wytworzył się podczas gotowania. Włożyć do nagrzanego do 180 st. piekarnika i piec do miękkości polewając piwem. Gotowe golonki przekrajamy na pół i wyjmujemy kości, Podajemy z musztardą lub chrzanem, wedle upodobania. Ja lubię z kremem chrzanowym. Mniam !!!
sobota, 27 listopada 2010
Niedzielne drugie danie w śląskim wydaniu
Wróciliśmy z zakupów - koszmar. A tyle razy sobie obiecuję, że nie będziemy jeździć do hipermarketu w sobotę lub w piątek. Ale jak to zwykle bywa wcześniej nie było czasu. Postanowiłam, że nie będzie jutro sosu, ale będzie po śląsku - rolady, modra kapusta (dla niewtajemniczonych kapusta czerwona) i kluski śląskie. Choć mój mąż namawia mnie na zrobienie tzw. "szarych klusek" lub ineczej mówiąc czornych klusek. Zobaczymy, albo będziemy losować :)
Zacznijmy od tego co mamy ustalone, czyli od rolady. Rolada mojej babci była najlepsza na świecie - kruchutka, mięciutka, poprostu niebo w gębie. Na samą myśl mi ślinka cieknie...
Będziemy potrzebować płaty mięsa wołowego - tyle sztuk ile osób będzie na obiedzie plus ewentualna repeta - babcia zawsze robiła całą brytfannę :) Następnie bierzemy ogórki kiszone, cebula, musztarda, plastry boczku (grubiutkie), sól i pieprz do smaku, smalec lub olej, biała nić. Celowo nie podaję proporcji, bo to zależy od ilości mięsa. I teraz mała dygresja - mój mąż właśnie na mnie nakrzyczał, że stukam klawiszami laptopa i on filmu nie może oglądać - no cóż będzie się musiał przyzwyczaić. O teraz sam zaczyna stukać na klawiaturze hi hi. Ale do rzeczy:
mięso rozbijamy delikatnie tłuczkiem, ogórek, cebulę i boczek kroimy w cienkie słupki. Plastry mięsa smarujemy musztardą - z jednej strony - solimy, posypujemy pieprzem. Następnie układamy boczek, ogórek i cebulę. Zostawiamy nieco miejsca po bokach, żeby można było łatwo zwinąć mięso w rulonik. Zwijamy i obwiązujemy białą nicią - jest niezła zabawa przy jej wyciąganiu po upieczeniu, a przed konsumpcją. W brytfannie rozgrzewamy olej (bardziej dietetyczny) lub smalec (bardziej z czasów babci Miry). Na gorący tłuszcz kładziemy roladę i obsmażamy. Następnie przykrywamy brytfannę i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 220 st. i piec do miękkości podlewając, od czasu do czasu bulionem wołowym.
W czasie kiedy roladki się pieką, a zapach mięska unosi się w całym mieszkaniu i bloku (budząc zazdrość naszych sąsiadów) przygotowujemy kluski śląskie. Jeśli mamy dużo niedzielnego czasu szczerze i gorąco polecam te własnej roboty. Ja uwielbiam kiedy są lekko gumowe, pychotka.
Obieramy 1 kg ziemniaków i gotujemy w osolonej (można je też ugotować w mundurkach i potem obrać). Po ugotowaniu przeciskamy je przez praskę lub ubijamy tłuczkiem, ale ten sposób niesie za sobą ryzyko pozostawienia kawałeczków ziemniaków, a to jest niedopuszczalne w przypadku tego typu klusek. Z przeciśniętych ziemniaków układamy na stolnicy kopczyk i wycinamy z niego 1/4 część. W puste miejsce wbijamy 2 żółtka, wsypujemy 1 łyżkę mąki pszennej i 10 dkg mąki ziemniaczanej, solimy do smaku. Dokładamy wyciętą część ziemniaków i wyrabiamy wszystko na jednolitą masę. Lepimy z nej kluseczki nieco większe od orzecha włoskiego, spłaszczamy dłonią i robimy paluszkiem dziurkę :) Gotujemy gar wody z solą i do gotującej się wody wkładamy partiami kluski. Trzba je delikatnie przemieszać, żeby odklieiły się od dna. Gotujemy ok. 5 minut od wypłynięcia. odcedzamy i podajemy z roladami. Proponuję kluski ugotować w chwili kiedy rolady będą już gotowe, przecież i tak dalej grzeją się w piekarniku - nawet jeśli jest wyłączony.
No i na koniec kapusta czerwona. Tak naprawdę możemy ją przygotować dzień wcześniej:
1 kg czerwonej kapusty
ok. 15 - 20 dkg wędzonego boczku
1 cebula
sól, cukier, pieprz, sok z cytryny do smaku (niektórzy dodają ocet winny - ja nie lubię), ale może być kwaśne jabłko
Kapustę myjemy, przekrajamy na pół, wycinamy głąb i szatkujemy. Wkładamy do garnka, zalewamy osoloną wodą i gotujemy, aż będzie miękka. Boczek kroimy w kostkę i prażymy na suchej patelni. Cebulę kroimy w kosteczkę i szklimy na patelni. Po ugotowaniu kapusty, odcedzamy ją i dodajemy cebulę, boczek, przypawiamy do smaku przyprawami, a na koniec dodajemy sok z cytryny lub kwaśne jabłko.
I takim oto sposobem mamy całe drugie danie gotowe.
Postawiłam sobie dość ambitne zadanie, więc obawiam się, że na deser będzie ciasto ze sklepu, albo lody - też ze sklepu. Chociaż moje chłopaki strasznie oponują. Zrobimy podział obowiązków, więc może się uda.
Lubię takie rodzinne gotowanie. Nawet jeśli pomoc sprowadza się do obrania ziemniaków i warzyw - fajnie jest pobyć razem w kuchni. Takie przygotowywanie posiłków bardzo zbliża. Mój syn, który ma niecałe 9 lat, też uwielbia mi pomagać. Chyba już złapał bakcyla gotowania, bo ostanio zażyczył sobie książkę kucharską dla dzieci. Więc może w następnej części przekażemy relację z gotowania mama - syn.
Tak sobie teraz pomyślała, że babcia Mira do każdego posiłku dodawała jeszcze jedną przyprawę - sekret każdej dobrej gospodyni - bardzo dużo MIŁOŚCI. Tak przypawiona potarwa smakuje najlepiej.
A więc moje Drogie Panie i Drodzy Panowie - gotujcie z MIŁOŚCIĄ.
Zacznijmy od tego co mamy ustalone, czyli od rolady. Rolada mojej babci była najlepsza na świecie - kruchutka, mięciutka, poprostu niebo w gębie. Na samą myśl mi ślinka cieknie...
Będziemy potrzebować płaty mięsa wołowego - tyle sztuk ile osób będzie na obiedzie plus ewentualna repeta - babcia zawsze robiła całą brytfannę :) Następnie bierzemy ogórki kiszone, cebula, musztarda, plastry boczku (grubiutkie), sól i pieprz do smaku, smalec lub olej, biała nić. Celowo nie podaję proporcji, bo to zależy od ilości mięsa. I teraz mała dygresja - mój mąż właśnie na mnie nakrzyczał, że stukam klawiszami laptopa i on filmu nie może oglądać - no cóż będzie się musiał przyzwyczaić. O teraz sam zaczyna stukać na klawiaturze hi hi. Ale do rzeczy:
mięso rozbijamy delikatnie tłuczkiem, ogórek, cebulę i boczek kroimy w cienkie słupki. Plastry mięsa smarujemy musztardą - z jednej strony - solimy, posypujemy pieprzem. Następnie układamy boczek, ogórek i cebulę. Zostawiamy nieco miejsca po bokach, żeby można było łatwo zwinąć mięso w rulonik. Zwijamy i obwiązujemy białą nicią - jest niezła zabawa przy jej wyciąganiu po upieczeniu, a przed konsumpcją. W brytfannie rozgrzewamy olej (bardziej dietetyczny) lub smalec (bardziej z czasów babci Miry). Na gorący tłuszcz kładziemy roladę i obsmażamy. Następnie przykrywamy brytfannę i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 220 st. i piec do miękkości podlewając, od czasu do czasu bulionem wołowym.
W czasie kiedy roladki się pieką, a zapach mięska unosi się w całym mieszkaniu i bloku (budząc zazdrość naszych sąsiadów) przygotowujemy kluski śląskie. Jeśli mamy dużo niedzielnego czasu szczerze i gorąco polecam te własnej roboty. Ja uwielbiam kiedy są lekko gumowe, pychotka.
Obieramy 1 kg ziemniaków i gotujemy w osolonej (można je też ugotować w mundurkach i potem obrać). Po ugotowaniu przeciskamy je przez praskę lub ubijamy tłuczkiem, ale ten sposób niesie za sobą ryzyko pozostawienia kawałeczków ziemniaków, a to jest niedopuszczalne w przypadku tego typu klusek. Z przeciśniętych ziemniaków układamy na stolnicy kopczyk i wycinamy z niego 1/4 część. W puste miejsce wbijamy 2 żółtka, wsypujemy 1 łyżkę mąki pszennej i 10 dkg mąki ziemniaczanej, solimy do smaku. Dokładamy wyciętą część ziemniaków i wyrabiamy wszystko na jednolitą masę. Lepimy z nej kluseczki nieco większe od orzecha włoskiego, spłaszczamy dłonią i robimy paluszkiem dziurkę :) Gotujemy gar wody z solą i do gotującej się wody wkładamy partiami kluski. Trzba je delikatnie przemieszać, żeby odklieiły się od dna. Gotujemy ok. 5 minut od wypłynięcia. odcedzamy i podajemy z roladami. Proponuję kluski ugotować w chwili kiedy rolady będą już gotowe, przecież i tak dalej grzeją się w piekarniku - nawet jeśli jest wyłączony.
No i na koniec kapusta czerwona. Tak naprawdę możemy ją przygotować dzień wcześniej:
1 kg czerwonej kapusty
ok. 15 - 20 dkg wędzonego boczku
1 cebula
sól, cukier, pieprz, sok z cytryny do smaku (niektórzy dodają ocet winny - ja nie lubię), ale może być kwaśne jabłko
Kapustę myjemy, przekrajamy na pół, wycinamy głąb i szatkujemy. Wkładamy do garnka, zalewamy osoloną wodą i gotujemy, aż będzie miękka. Boczek kroimy w kostkę i prażymy na suchej patelni. Cebulę kroimy w kosteczkę i szklimy na patelni. Po ugotowaniu kapusty, odcedzamy ją i dodajemy cebulę, boczek, przypawiamy do smaku przyprawami, a na koniec dodajemy sok z cytryny lub kwaśne jabłko.
I takim oto sposobem mamy całe drugie danie gotowe.
Postawiłam sobie dość ambitne zadanie, więc obawiam się, że na deser będzie ciasto ze sklepu, albo lody - też ze sklepu. Chociaż moje chłopaki strasznie oponują. Zrobimy podział obowiązków, więc może się uda.
Lubię takie rodzinne gotowanie. Nawet jeśli pomoc sprowadza się do obrania ziemniaków i warzyw - fajnie jest pobyć razem w kuchni. Takie przygotowywanie posiłków bardzo zbliża. Mój syn, który ma niecałe 9 lat, też uwielbia mi pomagać. Chyba już złapał bakcyla gotowania, bo ostanio zażyczył sobie książkę kucharską dla dzieci. Więc może w następnej części przekażemy relację z gotowania mama - syn.
Tak sobie teraz pomyślała, że babcia Mira do każdego posiłku dodawała jeszcze jedną przyprawę - sekret każdej dobrej gospodyni - bardzo dużo MIŁOŚCI. Tak przypawiona potarwa smakuje najlepiej.
A więc moje Drogie Panie i Drodzy Panowie - gotujcie z MIŁOŚCIĄ.
Niedzielny obiad w miłej atmosferze
Kiedy byłam małą dziewczynką, a trochę później dużą, pamiętam, że w każdą niedzielę przychodziliśmy do babci na obiad. Umawialiśmy się na 13.00, ale czasem zdarzało nam się spóźnić. Babcia wtedy bardzo się denerwowała, "bo wszystko stygnie, a nas nie ma".
W niedzielę musiał być rosół - taki klarowny i żółciutki, i tłuściutki. Potrzebujemy zatem ok. 1 kg wołowiny z kością lub wołowiny z kością i cielęciny - powiedzmy w proporcji pół na pół (moja babcia zwsze dobierała składniki do gotowania "na oko"), porcję rosołową lub 1/2 kury (jeśli ktoś lubi obgryzać ugotowane mięso). Następnie włoszczyzna, czyli tradycyjnie, marchewka, pietruszka, seler, por, cebula, następnie woda, kostka rosołowa, przyprawy.
Mięso myjemy, uwuwamy nadmiar tłuszczu, wkładamy do garnka. Wlewamy 4 - 5 litrów zimnej wody, dodajemy kostkę rosołową, przykrywamy i gotujemy. W tzw. "międzyczasie" obieramy włoszczyznę, korzenie przekrajamy na 4 części i dodajemy do rosołu kiedy mięso będzie półmiękkie. W tym monencie rosół gotujemy na bardzo małym ogniu - jak mówiła babcia, ma "pyrkolić". Cebule obieramy, przekrajamy na pół i opiekamy na suchej patelni, następnie dodajemy do rosołu. Gotujemy wszystko do miękkości. Po czym wyjmujemy, mięso i warzywa, a rosół przecedzamy. Przed podaniem posypujemy posiekaną natką pietruszki (jeśli ktoś lubi). Podajemy z makaronem domowej roboty lub z kostką z kaszy manny.
Przepis na kostkę:
0,5 litra wody
10 dkg kaszy manny
1 łyżka masła
sól
Kaszę wymieszać z kilkoma łyżkami wody. Resztę wody zagotować z dodatkiem masła i soli do smaku. Wlać kaszę wymieszną z wodą, i gotować ok 15 minut, aż kasza zgęstnieje.
Życzę smacznego !!!
Potem zastanowię się co na deser i drugie danie - upssss trochę nie ta kolejność - hi hi.
U babci były by pewnie kopytka z sosem, albo indyk, albo.... a na deser ciasto drożdżowe z kruszonką - mniam.
Teraz biegnę z moimi chłopakami na zakupy....Na razie....
Teraz jadę na zakupy
W niedzielę musiał być rosół - taki klarowny i żółciutki, i tłuściutki. Potrzebujemy zatem ok. 1 kg wołowiny z kością lub wołowiny z kością i cielęciny - powiedzmy w proporcji pół na pół (moja babcia zwsze dobierała składniki do gotowania "na oko"), porcję rosołową lub 1/2 kury (jeśli ktoś lubi obgryzać ugotowane mięso). Następnie włoszczyzna, czyli tradycyjnie, marchewka, pietruszka, seler, por, cebula, następnie woda, kostka rosołowa, przyprawy.
Mięso myjemy, uwuwamy nadmiar tłuszczu, wkładamy do garnka. Wlewamy 4 - 5 litrów zimnej wody, dodajemy kostkę rosołową, przykrywamy i gotujemy. W tzw. "międzyczasie" obieramy włoszczyznę, korzenie przekrajamy na 4 części i dodajemy do rosołu kiedy mięso będzie półmiękkie. W tym monencie rosół gotujemy na bardzo małym ogniu - jak mówiła babcia, ma "pyrkolić". Cebule obieramy, przekrajamy na pół i opiekamy na suchej patelni, następnie dodajemy do rosołu. Gotujemy wszystko do miękkości. Po czym wyjmujemy, mięso i warzywa, a rosół przecedzamy. Przed podaniem posypujemy posiekaną natką pietruszki (jeśli ktoś lubi). Podajemy z makaronem domowej roboty lub z kostką z kaszy manny.
Przepis na kostkę:
0,5 litra wody
10 dkg kaszy manny
1 łyżka masła
sól
Kaszę wymieszać z kilkoma łyżkami wody. Resztę wody zagotować z dodatkiem masła i soli do smaku. Wlać kaszę wymieszną z wodą, i gotować ok 15 minut, aż kasza zgęstnieje.
Talerze opłukać zimną wodą. Wylać na nie kaszę i rozsmarować na grubość ok. 1 cm. Po ostudzeniu pokroić w kostkę. Zalać gorącym rosołem.
Życzę smacznego !!!
Potem zastanowię się co na deser i drugie danie - upssss trochę nie ta kolejność - hi hi.
U babci były by pewnie kopytka z sosem, albo indyk, albo.... a na deser ciasto drożdżowe z kruszonką - mniam.
Teraz biegnę z moimi chłopakami na zakupy....Na razie....
Teraz jadę na zakupy
piątek, 26 listopada 2010
Wspomnienia z dzieciństwa
Napisano już mnóstwo artykułów i książek, i wspomnień, i jeszcze poradników, i.... co tam kto chce na temat kuchni. Ale dla mnie gotowanie i kuchnia to zapach dzieciństwa. Kuchnia to takie magiczne miejsce, pachnące moją kochaną (niestety już nieżyjącą Babcią).
Pachniała zacierką i kopytkami. Knedlami i ciastem drożdżowym - sama była cudowna jak maślana bułeczka ze słodkim nadzieniem.
Postanowiłam przywrócić ten ciepły obraz ukochanej osoby - oczywiście wplatając w całą tą opowieść przepisy z dawnych lat, których uczyła mnie Babcia.
Była kucharką - samoukiem, a w zasadzie gotowania nauczyła ją jej mama, a moja prababcia, której niestety nigdy nie poznałam. Tą zaś sztuki kulinarnej nauczyła, jej matka, czyli moja praprababcia, która była służącą u bogatych Państwa, gdzieś pod Łodzią. Uff, dosyć to skomplikowane :).
Babcia była moją pierwszą nauczycielką gotowania. Mieszkałam u niej od urodzenia do ukończenia przeze mnie 6 lat, kiedy to musiałam zaszczycić swoją obecnością zerówkę i nauczyć się tego i owego o "życiu".
Lubiłam jej "pomagać" np. przy robieniu makaronu typu nitki "domowej roboty":
1 kg mąki
4 jaja
4 zółtka
kilka łyżek wody
sól do smaku
Wymujemy stolnicę, wysypujemy na nią mąkę, dodajemy jajka całe i żółtka, następnie wodę (najlepiej letnią) i zarabiamy ciasto tak, aby było elestyczne, ale nie zbyt miękkie i rzadkie. Następnie rozwałkowujemy (tak sięto chyba pisze) je na jak najcieńsz placki - wtedy makaron jest cieniutki i smaczniutki.Rozwałkowane placki moja babcia kładła na czystej lnianej ściereczce na stole w dużym pokoju :), i leżakowały, aż do wyschniecia. Następnie trzeba ja zwinąć w rulonik i ostryn nożem kroić cieniutkie paseczki - niteczki. Następnie rozrzucamy je na stolnicy, blacie, desce lub kto na czym chce i pozostawiamy do wyschnięcia - podczas rozsypywania należy uważać, żeby paseczki się nie sklejały.
Następnie gotujemy wodę ok. 4 - 5 l, solimy i wrzucamy makaron na gotująca się wodę, można dodać łyżkę oliwy. Gotyjemy do miękkości, tj. ok. 3 - 5 minut. Odcedzamy na sicie, przelewając zimną wodą.
Pysznie smakuje z domowym rosołkiem.
Przepis na rosołek już jutro - będzie w sam raz na niedzielę :)
Pachniała zacierką i kopytkami. Knedlami i ciastem drożdżowym - sama była cudowna jak maślana bułeczka ze słodkim nadzieniem.
Postanowiłam przywrócić ten ciepły obraz ukochanej osoby - oczywiście wplatając w całą tą opowieść przepisy z dawnych lat, których uczyła mnie Babcia.
Była kucharką - samoukiem, a w zasadzie gotowania nauczyła ją jej mama, a moja prababcia, której niestety nigdy nie poznałam. Tą zaś sztuki kulinarnej nauczyła, jej matka, czyli moja praprababcia, która była służącą u bogatych Państwa, gdzieś pod Łodzią. Uff, dosyć to skomplikowane :).
Babcia była moją pierwszą nauczycielką gotowania. Mieszkałam u niej od urodzenia do ukończenia przeze mnie 6 lat, kiedy to musiałam zaszczycić swoją obecnością zerówkę i nauczyć się tego i owego o "życiu".
Lubiłam jej "pomagać" np. przy robieniu makaronu typu nitki "domowej roboty":
1 kg mąki
4 jaja
4 zółtka
kilka łyżek wody
sól do smaku
Wymujemy stolnicę, wysypujemy na nią mąkę, dodajemy jajka całe i żółtka, następnie wodę (najlepiej letnią) i zarabiamy ciasto tak, aby było elestyczne, ale nie zbyt miękkie i rzadkie. Następnie rozwałkowujemy (tak sięto chyba pisze) je na jak najcieńsz placki - wtedy makaron jest cieniutki i smaczniutki.Rozwałkowane placki moja babcia kładła na czystej lnianej ściereczce na stole w dużym pokoju :), i leżakowały, aż do wyschniecia. Następnie trzeba ja zwinąć w rulonik i ostryn nożem kroić cieniutkie paseczki - niteczki. Następnie rozrzucamy je na stolnicy, blacie, desce lub kto na czym chce i pozostawiamy do wyschnięcia - podczas rozsypywania należy uważać, żeby paseczki się nie sklejały.
Następnie gotujemy wodę ok. 4 - 5 l, solimy i wrzucamy makaron na gotująca się wodę, można dodać łyżkę oliwy. Gotyjemy do miękkości, tj. ok. 3 - 5 minut. Odcedzamy na sicie, przelewając zimną wodą.
Pysznie smakuje z domowym rosołkiem.
Przepis na rosołek już jutro - będzie w sam raz na niedzielę :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)